Loading...
Apr 24, 2013

Michał Witkowski "Drwal" - kpina!


Wydawca: Świat Książki
Data premiery: 07.11.2011
Liczba stron: 440
Cena: 39,90 zł
O "Drwalu" napisano już chyba wszystko, i to przez dużo mądrzejsze głowy i sprawniejsze pióra od moich. Taki tam z tej książki kryminał, jak z koziego odwłoka trąba, ale to tylko informacja dla tych, którzy a) jeszcze tej powieści nie skonsumowali i b) wpadli na blog kryminalny celem zapoznania się z rzetelną (no ba!) opinią o kolejnej powieści detektywistycznej. "Drwal" kryminałem nie jest, jest natomiast jedną wielką kpiną. Kpiną z konwencji, kpiną z lansu, kpiną z tandety i poskiej biednej pstrokacizny, jest wreszcie autokpiną. Czy to znaczy, że nie należy brać tej książki na poważnie? Ależ owszem! Jak najbardziej. "Drwal" jest jedną z najśmieszniejszych i najsmutniejszych zarazem powieści, jakie przeczytałam, a sprzeczne emocje, jakie we mnie wywołała, najlepiej dowodzą mistrzostwa, z jakim Witkowski wodzi za nosy. 

Pierwsza zmyłka to oczywiście przywdzianie kryminalnych piórek - biada temu, kto w to uwierzy i na poważnie będzie śledził intrygę, podążając pereelowskim przaśnym tropem, wypisz wymaluj jak z niebieskich zeszytów z serii "Ewa wzywa 07". Trzydziestosześcioletni, lekko prominentny literat o homoseksualnych skłonnościach (no dobra, starzejąca się celebrycka ciota, która zasłynęła jakimiś tam dokonaniami literackimi) udaje się nad morze w porze (zauważyliście? Rymsnęło się!), w której w nadmorskich kurortach straszy skrzecząca rzeczywistość, celem napisania kryminału (prozę gromadzi skrzętnie na zawieszonym na szyi niczym talizman USB). Zaczyna grzebać w rzeczach i przeszłości "faceta z małym domkiem", u którego się zamelinował, i faktycznie natrafia na piwniczne trupy, a przynajmniej na trop wydarzeń, które można by określić kryminalnymi i owianymi tajemnicą. Grzebie dalej, wkrótce już nie sam, tylko w towarzystwie luja, którego osacza stopniowo, snując rozmaite romantyczne fantazje o tym, jak "lujowi gotuje i jak mu nakupuje", odwiedza moherową babę (to jedna z najlepszych scen tej książki, zabijająca zjadliwością i tnąca ostrym jak laser językiem, tak dobra, że chyba się jej nauczę na pamięć), wpada w tarapaty i się z nich o własnych siłach wygrzebuje. W przerwach zaś dokonuje bezlitosnej sekcji tego, co widzi. 

I nad tym warto się pochylić. Nasz protagonista żałuje w którymś momencie, że już nie ma w malarstwie ekspresjonistów, którzy namalowaliby to wszystko, co on skanuje swym laserowym spojrzeniem. A ja mówię, a po kiego grzyba ci ekspresjoniści, Michale. Takiej ekspresji, wywalanej   bezlitośnie w rytmie staccato, często w szkieletowych, odartych z ozdobników zdaniach, ba, równoważnikach zdań, nieczęsto się doświadcza. Jak ja się pławiłam w tych obnażających, fotograficznych, rentgenowskich wręcz obserwacjach! Co zdanie, to banan na twarzy, co puenta, to ukłucie bolesne, szpila jadem zaprawiona, ale jakże prawdziwa! 

Witkowski obsesyjnie, z uporem maniaka znajduje i wywleka na wierzch brzydotę, prymitywizm, plastikową tandetę i chałę, nawet tam, gdzie nikt poza nim jej nie dostrzega, bo tak bardzo wtopiła się w zwykły obraz, w normalność. Jest kolekcjonerem takich smaczków, tak jak jego książkowy Michał kolekcjonuje zapachy, będące na wymarciu, odchodzące wraz z generującym je światem. Jest gadżeciarzem, zbiera wycinki rzeczywistości, jest kronikarzem szczegółów, tych ulotnych i walących po oczach, bawi się wyrażeniami i impresjami, odtwarza to, co zasłyszane z precyzją i klarownością audiofilskiego playera za dziesięć tysi (ojro, oczywiście). I nie tylko językowe smaczki tak zbiera. Takich postaci, jakie zaludniają "Drwala" się nie wymyśla, one gdzieś tam są naprawdę, żyją sobie w Polsce B, kurwa Jadzia Parszywa, Roklekotany, Doktorowa, Goguś - tylko w realu mogły powstać takie charaktery, żadna chora wyobraźnia nie dałaby rady wymyślić takich okazów. 

Czym zatem jest, a czym nie jest "Drwal"? Turpistyczną kroniką? Nasączoną jadem krytyką? Prześmiewczą, do bólu szczerą spowiedzią? Gorzką analizą? A może po prostu zwykłą, trochę szaloną komedią? Wybierzcie sobie, co chcecie. Ale nie dajcie się zwieść.


Pierwsze zdanie: "W autobusie PKS leciało One Way Ticket, jakbym miał już z tej podróży nie wrócić."
Gdzie i kiedy: gdzieś pod Międzyzdrojami, współcześnie
W dwóch słowach: luj i gej
Dla kogo: dla odważnych, eksperymentujących, zdystansowanych do rzeczywistości i mrużących oko
Ciepło / zimno: 86°
Next
This is the most recent post.
Older Post

1 comments:

  1. przechodzę właśnie ewidentną fazę na kryminały, ale nawet taki nie-kryminał chętnie bym przeczytała. wizualnie książka nie jest mi obca. lubię też taką przewrotność. jestem więc gotowa na wszystko.

    ReplyDelete

 
TOP